wtorek, stycznia 21, 2014

Trochę historii...

Jak już wspomniałam robótkuję od zawsze, na przestrzeni lat zmieniał się tylko trochę charakter moich działań - poznaję nowe techniki, zmieniają się też potrzeby i możliwości, a także odbiorcy moich prac. Nie zmienia się jedno - cały czas sprawia mi to przyjemność.
Wychowywałam się w czasach, kiedy robótki ręczne były czymś powszechnym. W związku z totalną pustką na sklepowych półkach, jeśli chciało się mieć "coś" trzeba było sobie to "coś" zrobić samemu, albo przynajmniej znać kogoś, kto zrobiłby to dla nas. Na szczęście w mojej rodzinie nie było nigdy problemu ze zdolnościami manualnymi i każdy coś tam sobie dłubał, więc i ze mną nie mogło być inaczej.
Zaczynałam bardzo wcześnie, bo już w przedszkolu. Pierwsze było szydełko, potem druty, haft, szycie, makrama, modelina, patchwork. obrazki krzyżykowe, a ostatnio totalnie wsiąkłam w biżuterię hand-made.
Pierwszymi odbiorcami były moje lalki (całe dwie i do tego wcale nie Barbie), potem były rzeczy użytkowe, jak serwetki, poduszki itp. Gdzieś w połowie podstawówki zaczęłam szyć i dziergać dla siebie. Gdy w moim życiu pojawiły się dzieci przerzuciłam się na konfekcję dziecięcą. Teraz nadal tworzę głównie dla siebie i moich dziewczyn.
Często też zdarzało mi się obdarowywać rodzinę i znajomych swoją "twórczością". Dziś zdarza mi się, że będąc u kogoś widzę coś, co zrobiłam jakieś trzydzieści lat temu. To naprawdę bardzo miłe uczucie...
Niestety zdecydowana większość moich dawnych prac zniknęła gdzieś w otchłani dziejów - po prostu się zużyły. Zwyczaj fotografowania wszystkiego jest stosunkowo nową tradycją, więc i śladu po nich nie ma żadnego. Te parę rzeczy, które przetrwały gdzieś w szafie postaram się pokazać w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger